Drobne miłostki: marzec 2023

mar 12, 2023

Autor: Aleksandra Fortuna-Nieć

– „Jeśli chodzi o kolekcjonerstwo amatorskie, zasada jest prosta – kieruj się sercem, kupuj to, co się podoba i na co cię stać. Jeżeli czujesz, że coś cię przyciąga, to trzeba w to iść. Dobra kolekcja to wcale nie ta najdroższa” – mówi Michał Korta, fotograf, prowadzący Kowalsky Gallery.

fot. Michał Korta

Kiedy urodził się w twojej głowie pomysł na kolekcjonowanie fotografii?

– Jako fotograf zawsze obserwowałem rynek, sam na początku zajmowałem się częściej fotografią komercyjną czy użytkową. Wykonywałem portrety dla klientów indywidualnych, prasy i agencji reklamowych. Z czasem, gdy zacząłem organizować swoje pierwsze wystawy, zainteresowałem się fotografią jako sztuką i kolekcjonerstwem nieco bardziej. Zacząłem się dokształcać, na czym to właściwie polega, jakie są normy i kryteria. Dwadzieścia, trzydzieści lat temu w Polsce fotografia kolekcjonerska właściwie jeszcze nie istniała.

I na czym to polega?

– W czasach PRL-u moi koledzy zbierali puste puszki po coca-coli albo kapsle, niektórzy mieli tego całe ściany. Dziś sporo osób kolekcjonuje malarstwo lub plakaty, również w Bochni. Kolekcjonowanie to rodzaj pasji, dzięki której się rozwijamy, uczymy się o świecie, stajemy się bardziej uważni. Zacząłem jako fotograf, ale po pewnym czasie zauważyłem, że niektóre prace kolegów po fachu sam chętnie powiesiłbym na ścianie. Z jakiegoś powodu chcemy otaczać się ładnymi przedmiotami i z jakiegoś powodu chcemy mieć coś, co nie jest jednym z dziesięciu tysięcy plakatów z Ikei, tylko czymś bardziej unikatowym.

Jak duża jest twoja kolekcja?

– Nie wiem nawet czy można nazwać to prawdziwą kolekcją. To drobny zbiór, na potrzeby tej rozmowy możemy nazwać go zaczątkiem kolekcji. Posiadam około 30 zdjęć, które mają wartość. Jestem kolekcjonerem amatorem, szczególnym przypadkiem, bo częściej się zamieniam za własne prace niż kupuję. Choć mam oczywiście też fotografie, za które zapłaciłem.

Dalszą część wywiadu przeprowadzonego przez Aleksandrę Fortunę-Nieć przeczytać można w marcowym numerze Kroniki Bocheńskiej. 
Przejdź do treści