Styczeń-luty 2025: Siła zaklęta w dźwiękach
Autor: Aleksandra Fortuna-Nieć
– „Pierwsze objawy podatności na urok muzyki pojawiły się u mnie już w dzieciństwie. Właściwie była to zupełna bezbronność wobec elektryzującej siły zaklętej w dźwiękach, której nie byłem wówczas w stanie zrozumieć. Czasem wracam pamięcią do tych dziecięcych wzruszeń, ciarek na grzbiecie, gęsiej skórki, ściśniętego gardła i łez napływających do oczu” – wspomina Ireneusz Wyrwa.

Organista, organolog, pedagog, organizator życia muzycznego, doktor habilitowany sztuki. Urodził się w 1975 roku w Bochni. Studia w zakresie gry na organach ukończył z wyróżnieniem w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach pod kierunkiem prof. Juliana Gembalskiego. Jest laureatem krajowych i międzynarodowych konkursów muzycznych.
W latach 1999-2013 wykładał w Instytucie Muzykologii Katolickiego Uniwersytetu Muzycznego Jana Pawła II w Lublinie, a od 2013 roku jest profesorem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina w Warszawie, gdzie kieruje Katedrą Muzyki Kościelnej. W roku 2022 był gościnnym profesorem w Johannes Gutenberg-Universität w Moguncji (Niemcy).
Jako solista i kameralista koncertuje w kraju i za granicą, przywiązując dużą wagę do prezentacji dorobku kompozytorów polskich. W 2011 roku opublikował monografię poświęconą twórczości organowej Feliksa Nowowiejskiego.
Konsultuje prace organmistrzowskie i jest autorem koncepcji nowych instrumentów, realizowanych przez rodzime i zagraniczne warsztaty. W 2020 roku został odznaczony przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
28 września Ireneusz Wyrwa wystąpił w Bochni podczas jubileuszu 40-lecia Parafii św. Pawła Apostoła.
W jakich okolicznościach rodziła się w panu miłość do muzyki? Organy zapewne nie były pierwszym instrumentem…
– Pytanie o miłość, i to taką na całe życie, to bardzo intymne pytanie, a zadane na początku rozmowy może onieśmielić. Mimo to spróbuję odpowiedzieć. Pierwsze objawy podatności na urok muzyki pojawiły się u mnie już w dzieciństwie. Właściwie była to zupełna bezbronność wobec elektryzującej siły zaklętej w dźwiękach, której nie byłem wówczas w stanie zrozumieć. Czasem wracam pamięcią do tych dziecięcych wzruszeń, ciarek na grzbiecie, gęsiej skórki, ściśniętego gardła i łez napływających do oczu. Owszem, bywało niezwykle przyjemnie, ale proszę pomyśleć, jak mogli to odbierać moi rówieśnicy, a nawet otaczający mnie dorośli…
Gdy miałem osiem lat, obserwująca tę moją wrażliwość mama zaproponowała mi naukę gry na akordeonie. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywarły wówczas na mnie jej słowa – to była mieszanka zaskoczenia, niedowierzania i zachwytu, w której proporcje składników zmieniały się jak w kalejdoskopie. Potem wypadki potoczyły się dość szybko – pierwsze lekcje i tryumfalne wniesienie do domu nowiutkiego bordowego akordeonu, zakupionego w słynnym sklepie muzycznym na Floriańskiej w Krakowie. Mam go do dziś! Może warto dodać, że zdobycie nowego instrumentu w tamtych czasach, to było wyzwanie nie tylko finansowe i wymagało nie lada determinacji.
Czytaj dalej w styczniowo-lutowym numerze Kroniki.