Sam na sam z królową: listopad 2020

lis 12, 2020

Autor: Aleksandra Fortuna-Nieć

– „Gdybym się nie bał, byłbym głupcem. Wisła jest dziką rzeką. Czasami płynie się kilkadziesiąt kilometrów z dala od jakiejkolwiek cywilizacji” – mówi Paweł Gałczyński. Samotną wyprawę kajakiem rozpoczął pod koniec sierpnia w Goczałkowicach-Zdroju. Nad morze dotarł piętnaście dni później.

Zdjęcie przedstawia fragment kajaka na rzece.

Paweł Gałczyński ma 45 lat. Pochodzi z Bochni, jest absolwentem bocheńskiego „mechanika”. Od 28 lat pracuje jako szklarz, obecnie z bratem i szwagrem prowadzi Centrum Obróbki Szkła. Jego syn Dawid ma 19 lat.

Wśród swoich pasji wymienia poza kajakarstwem: góry, wędkarstwo, rower, muzykę (podczas pandemii bardzo brakuje mu wyjazdów na koncerty) i książki, głównie podróżnicze i biograficzne. Był współzałożycielem Bocheńskiej Ligi Darta. W 2002 roku został wicemistrzem Polski w zawodach „american dart”, co dało mu awans na mistrzostwa Europy w Hiszpanii w Platja d’Aro. – „Kilka lat temu postanowiłem, że od tej pory stawiam na dbanie o siebie. Ważyłem wówczas 154 kilogramy i byłem w kiepskiej formie – przyznaje. – Wisłą płynąłem, żeby sprawdzić moje obecne możliwości. Zrobiłem to dla siebie i nie wydaje mi się, żebym dokonał czegoś niezwykłego.”

Kiedy po raz pierwszy pomyślał pan o tym, aby samotnie przepłynąć Wisłę kajakiem?

– Rok temu zrodził się pomysł, dojrzewał pomału. Spływy kajakowe kręciły mnie od dawna, ale pięć miesięcy temu kupiłem własny kajak – odpowiedni dla dwóch osób, gdyby od czasu do czasu chciał pływać ze mną syn lub ktoś ze znajomych. Wypróbowałem kajak w sierpniu na trasie Książnice – Uście Solne – Tarnobrzeg. Wyprawa miała dać mi odpowiedź, czy nadaję się do pokonywania długich dystansów. W Uściu Solnym z Raby wpłynąłem na Wisłę, po piętnastu kilometrach rozbiłem namiot, a na drugi dzień ruszyłem dalej. Łącznie w dwa dni zrobiłem około 160 kilometrów i wiedziałem już, że czuję się na siłach płynąć dłużej i dalej.

Jak bliscy zareagowali na wiadomość, że chce pan dotrzeć aż nad morze?

– Synowi powiedziałem dwa dni przed wyprawą, mamie i bratu dzień przed. Warunek był taki, że codziennie wieczorem będę się im meldował. Wsiadłem w kajak i popłynąłem. Liczący 942 kilometry szlak żeglowny Wisły rozpoczyna się w małopolskiej wiosce Gorzów, gdzie Przemsza wpada do Wisły, ale ja zacząłem jeszcze wcześniej, w Goczałkowicach-Zdroju. Na początku rzeka była mała, niepozorna.

Czytaj dalej w listopadowym numerze Kroniki. 
Przejdź do treści